wtorek, 7 sierpnia 2018

NASTĘPNY TYDZIEŃ - Poniedziałek

Po śniadaniu od razu pobiegłam sprawdzić, czy moje zaginione podkolanówki  są tam, gdzie je zostawiłam. Były... a to oznacza, że nie jestem pierwszą i ostatnią sierotą, która zgubiła tutaj swoją garderobę. Wdziałam podkolanówki i pobiegłam do kolejki. A tam, jak zwykle... komitet kolejkowy i odwieczna kłótnia, kto wchodzi następny. Moja partnerka porzuciła mnie beztrosko, na rzecz nowej znajomej. Bywa, przełknęłam afront i sparowałam się z inną niewiastą. Do końca turnusu nie zdradziłam partnerki, tym bardziej że obie preferowałyśmy wersję najkrótszą. I chyba jako jedne z nielicznych nie dorobiłyśmy się odmrożeń... Co najśmieszniejsze, żaden z panów nie cierpiał na tę przypadłość. 

I znowu basen.
Tym razem miałam wrażenie, że zmniejszył mi się obwód w pasie i nie tylko tam. Otóż machając nogami, odkryłam, że mój strój kąpielowy ma tendencje do cudownej zamiany w stringi. Na szczęście góra się trzymała, jeszcze było na czym... Natomiast dolne partie majtały się to w lewo, to w prawo... 
Nawet nie miałam jak się poobijać, bowiem byłam pilnowana przez instruktorkę i ratownika... Może dlatego, że przepłynęłam pod wodą ten mini basen? Nie... przecież wypłynęłam...
Przez osoby, które nie umiały pływać, zostałam uznana za mistrza, a fachowców opinii nie byłam ciekawa. Znam ją przecież... Od lat mnie zapraszają na kursy... 

Na obiad rzuciłam się, jakbym cały dzień nic nie jadła. Bez skrępowania nałożyłam sobie solidną porcję surówki, nie patrząc profilaktycznie panom w oczy. Jeszcze bym wyczytała w nich solidny wyrzut? Bo przecież są więksi, potrzebują więcej kalorii, mikroelementów, witamin... 
To niech se kupią...
Mają samochody, mogą se podjechać do miasteczka, ja mam tylko własne, leniwe nogi. 
Kątem oka widziałam jak Ewa, przy sąsiednim stoliku, robi to samo co ja. W przeciwieństwie do moich współtowarzyszy, jej zaprotestowali głośno i wyraźnie, przy próbie zaanektowania połowy surówki. Zwłaszcza pan, który był chory na cukrzycę i miał dietetyczne danie, ale chęć na "zwykłe" żarcie...
Ewa zademonstrowała nagłe ogłuchnięcie i nic sobie z protestów nie robiła, zajadając ze smakiem to, co zaanektowała. 
Najwyraźniej na stołówce panowało prawo dżungli, czyli co upolujesz to masz na talerzu. 

Sprytnie wszystkie zabiegi odbyłam do obiadu, miałam teraz czas wolny, który postanowiłam spożytkować na nadrabianie lektur. Zdrowa sjesta, prawda? 
Ewa jeszcze biegała na zabiegi, ja zległam z książką w dłoni. Cudowna cisza, literki i ja...
Długo nie musiałam czekać, jak nadeszła moja współlokatorka i od razu włączyła radio. Ledwie udała się do łazienki, jak próbowałam ściszyć. Widocznie doznała nagłej poprawy słuchu, bowiem tylko wyszła i podkręciła głośnik. 
- Znowu ściszyłaś!
No cóż, nie wypierałam się.
Postanowiłam załatwić to inaczej. Na dole był bar, stoliki, fotele... i mało ludzi o tej porze. Zabrałam swoje zabawki i poszłam na dół. A tam zamówiłam piwo i przez jakiś czas siedziałam, czytając książkę. Piwo mi nie szło, jakoś nie miałam ochoty. Nie wiem, czy to jakiś pech, czy to zbieg okoliczności, bowiem co chwila ktoś do mnie podchodził i przerywał mi lekturę. Okazało się, że za chwilę będzie karaoke.
Włos mi się zjeżył na głowie. Wiadomo, że każdy śpiewać może, Szeherka nie powinna... A tu wszyscy odnieśli mylne wrażenie, że zostanę gwiazdą wieczoru! W tej intencji pobiegli po współtowarzyszy, żeby też byli świadkami, moich artystycznych uzdolnień.
Ledwie udało mi się umknąć. 
Po raz pierwszy zamknęłam drzwi na klucz (zatrzaskowe). Obudziłam tym samym drzemiącą Ewę. 
- Co się dzieje? 
- Nic, nic... śpij... - wyszeptałam.
I do kolacji siedziałam jak mysz pod miotłą, udając, że mnie wcale tu nie ma.
Podczas posiłku okazało się, że moja panika była przedwczesna. Karaoke miało odbyć się po kolacji...

Tej nocy Ewa dała koncert. Chrapała tak, że myślałam, iż sąsiedzi zaczną się domagać respektowania ciszy nocnej. Co ja nie wyprawiałam, by uciszyć współlokatorkę, gwizdałam, cmokałam, jęczałam... nawet trzaskałam drzwiami od łazienki, na próżno. Przypuszczam, że mogłyby walić nad jej uchem armaty, a i tak nie zbudziłaby się na pewno.
Rano wstała rześka, jak skowronek... w przeciwieństwie do mnie... 

5 komentarzy:

  1. Ewa nie chrapala , snilo jej sie
    , ze na motorze jezdzi

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak całą noc? A benzyna taka droga...

    OdpowiedzUsuń
  3. A wiesz, że wystarczy jedno kategoryczne: "nie chrap" ?? ;o)

    OdpowiedzUsuń
  4. W sanatorium byłem już 3 razy. Z racji, że jestem tak "zdrowy" to nie mam szans na ten luksus dłużej niż tydzień dzięki bonusom firmy w której pracuję.
    Tak się cieszyłem, że w tym roku, jak zwykle w listopadzie podreperuję swoją wiecznie się blokująca szyję. Niestety dzięki ograniczeniom powiedziałem sobie, że nie ma sensu tam jechać jak mnie będą zmuszać do siedzenia w pokoju i zabronią mi integracji z innymi "rekreantami".
    Basen :) Tez w nim jestem mistrzem. Tez jestem w stanie przepłynąć cały pod wodą :D
    Co do współlokatorki: dlatego zawsze wolę dopłacić żeby mieć luksus mieszkania w solo pokoju.

    OdpowiedzUsuń