czwartek, 10 lutego 2022

ZAMASKOWANA

  To już kolejny rok, gdzie musimy nosić maseczki. Do niedawna, ów obowiązek traktowałam jako zło konieczne. Zdarzało mi się zapomnieć o szmatce na gębusię, zwłaszcza na początku zarazy. Parę razy udało mi się robić zakupy bez maseczki, nikt mi nie zwrócił uwagi, tylko ten wzrok klientów... Czułam, że coś nie tak, ale dopiero po przyjściu do domu następowało oświecenie. Rychło w czas, jak wszystko u mnie. 

A skoro udało mi się zaoszczędzić na mandatach, to dokonywałam usprawiedliwionych zakupów książkowych. W efekcie rozważam nabycie kolejnych trzech półek na książki...

Posiadam także czytnik ebooków, ale to nie to samo. 

Przyznaję, w pracy też czytam. Problem w tym, że od zarania mojego życia zawodowego, szefostwo usiłuje mnie zdyscyplinować w tym zakresie. Póki co wrosłam w krajobraz z książką w ręce. Niestety od czasu do czasu udaje się mnie złapać na gorącym uczynku:

- Ciekawa ta książka? - dobiega do mnie z odległej galaktyki głos szefowej.

-Wspaniała! - I gdy już jestem gotowa spamować, dalsza część wypowiedzi skutecznie studzi mój zapał.

- To może teraz zrobisz sobie dłuższą przerwę i popracujesz?

Skoro szefowa tak prosi, nie pozostaje mi nic innego, jak z wielkim entuzjazmem zabrać się do  roboty. Później w autobusie oddaję się swojemu czytelniczemu nałogowi, co się zwykle źle kończy. Nagle okazuje się, że jestem w dziwnym miejscu, moje miasto ciągle się rozbudowuje i rozrasta. l nie mam pojęcia jak ja  się tam znalazłam. Teleportacja, jak nic. 

W dodatku popsuł mi się wzrok, a także nastąpiła zmowa przedsiębiorstw wydawniczych, bo literki w moich ukochanych książkach są coraz mniejsze. Musiałam zastosować doping, w związku z czym jestem dumną posiadaczką kilku par okularów do czytania.  

I tu zaczynają się schody...

Jak pracuję w okularach, szefostwo z automatu poluje na mnie i moje lektury. Stąd prosta droga do nowoczesności w postaci czytnika. Jeszcze mnie na jego używaniu nie przyłapano. Może dlatego, że nie umiem się do niego przekonać. 

Coraz to nowe książki, autorzy debiutanci, o których na pewno będzie głośno, sprawiają że nie jestem na bieżąco z lekturą. Staram się jak mogę, ale to beznadziejna walka, nie przeczytam wszystkiego...

Pewnego razu tak się zaczytałam w autobusie, że jak oprzytomniałam to byłam w egzotycznym miejscu. Nie pozostało mi nic innego, jak się ewakuować na drugą stronę ulicy, wsiąść do następnego autobusu, dzielnie pozbawiając się lektury, bo kto wie, kiedy byłabym uprzejma dotrzeć do domu. 

Wysiadłam z duszą na ramieniu, obce terytorium, nieznane mi tereny, w związku z czym należy zachować czujność. Zamaskowana z obowiązku, ale i dla niepoznaki (może nikt mnie nie rozpozna  i nie przyłapie w takim dziwnym zadupiu, zwłaszcza znajomi dzieci, potem donos i weź się matka tłumacz). Czujna jak gazela, rozglądam się na boki wietrząc niebezpieczeństwo. Po drodze mija mnie grupa młodzieży, na oko po 15 lat. I nagle słyszę:

- Z tą to bym się i umówił. Ma takie piękne niebieskie oczy.

Rozglądam się na boki, w celu zlokalizowania obiektu westchnień. Pusto w okolicy... 

Przeżyłam wstrząs. Oczy wytrzeszczyłam, kłapaczka mi opadła. Gdybym miała sztuczną szczękę, to bym musiała jej szukać w okolicy. 

I tak całą drogę do domu rozmyślałam sobie o tym jak to zdalne nauczanie zepsuło młodzieży oczy. Rozumiem, że było ciemno, ale nie aż tak, by  podrywać potencjalną babcię.  I przypuszczam, że jestem dużo starsza od jego rodziców.

I co mogłabym z takim Adonisem zrobić? Chyba tylko jedno:

- Wnusiu, chcesz rosołku?