środa, 20 stycznia 2021

ZAPROSZENIE

 Siedziałam sobie w pracy, nie wadząc nikomu... Rozmyślałam nad pewnym zagadnieniem; zrobić sobie kawę, czy nie... Już byłam bliska skusić się na ukochany napój, gdy zadzwoniła osobista komórka.

- Czy pani taka a taka? 

- Owszem, we własnej osobie - odparłam zdawkowo.

- Proszę pani, dzwonię z centrum onkologicznego i mam przyjemność zaprosić panią na mammografię, czy chciałaby pani skorzystać? 

- Yyyyy... - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić, po czym jednak doznałam przebłysku inteligencji - A kiedy? 

Prawda, że szczyt moich możliwości intelektualnych? 

- Kiedy tylko pani zechce - usłyszałam.

- Proszę podać jakiś termin, zorientuję się, czy mam czas.

- Na przykład jutro, co pani na to?

- Jutro ?? Tak szybko?

- Tak szybko.

- No dobrze, może być jutro - zgodziłam się.

- O której pani odpowiada.

Ustaliłyśmy godzinę, miejsce, oraz warunki jakie muszę spełnić, by owa mammografia przebiegła prawidłowo. Dowiedziałam się, że nie mogę używać tego dnia żadnych balsamów, dezodorantów.

Jak już zakończyłam rozmowę, naszła mnie smutna refleksja:

- No trudno, zaplotę warkocze pod pachami... 


Następnego dnia udałam się do centrum onkologicznego. Nigdy się nie interesowałam, jak to wszystko wygląda w dobie pandemii. Napisów też nie czytam, dopóki ktoś mi nie zwróci uwagi...

Wparowałam centralnie, jak zawsze. Już na wejściu młody człowiek w panterce zapytał:

- Czy pani jest z personelu szpitala?

- Nie, ja tylko na badanie,

- To proszę się cofnąć, przejść przez namiot, wypełnić ankietę i dopiero wtedy innym wejściem można tutaj wejść.

- Och... to przepraszam, już idę - wycofałam się i posłusznie skierowałam do namiotu. 

Byłam ciekawa, co za atrakcje mnie tam czekają...

Z pewną dozą nieśmiałości wtargnęłam do namiotu. Pustka. No nic, idę dalej. Na swojej drodze spotkałam kontener. Odczekałam swoje i wchodzę. Następny młody człowiek rodzaju męskiego skierował ku mnie termometr. Strzelił. Jeszcze raz to samo. 

W końcu wymamrotał:

- Co jest? może z szyi... - znowu strzał. 

Nie chciałam mu mówić, że na mój widok wszystkie urządzenia wysiadają. Litościwie zaproponowałam, że odgarnę włosy z czoła i może wtedy coś wyjdzie. Tak też zrobiłam.

Tym razem się udało, byłam ciekawa jaka jest moja temperatura, czy mnie wpuszczą, czy wykopią za psucie państwowego sprzętu.

Wpuścili, wręczając mi ankietę którą miałam wypełnić. A na niej widniało 35, 4. 

Następnie udałam się do właściwych drzwi. Ten sam młody człowiek skierował mnie do szatni. W duchu gratulowałam sobie, że nie znoszę się spóźniać i przybyłam dużo wcześniej, bowiem za nic nie zdołałabym o czasie stanąć przed maszyną. 

Jak tylko się pozbyłam wierzchniego okrycia, zdezorientowana stanęłam na środku, zastanawiając się, gdzie do diaska teraz mam iść. 

Znowu ów młody człowiek dopadł mnie i pokierował we właściwe miejsce.

Oczywiście  trzeba było wypełnić następną ankietę. 

W końcu stanęłam przed gabinetem mammograficznym. Pustka. Rok temu, o tej samej porze, byłby tłum kobiet, a dzisiaj jak się okazuje pacjent na wagę złota. 

Długo nie czekałam, prawie natychmiast zaproszono mnie do gabinetu. Tam się rozebrałam i z pewną dozą nieśmiałości wychyliłam się z przebieralni.

- Zapraszam do aparatu - usłyszałam.

Wtem z łoskotem otworzyły się drzwi wejściowe i wparował przez nie lekarz, rodzaju męskiego.

Nic sobie nie robiąc z tego, że złapał mnie topless, wygarnął pani radiolog co myśli o odsyłaniu jego pacjentów. Żeby jeszcze skromnie spuścił wzrok, ale nie... wzrok był nakierowany na moją osobę.

W normalnych warunkach ręce by mi opadły, ale sami rozumiecie, nie było to możliwe w tamtej chwili. 

W końcu sobie poszedł, widać napatrzył się już za cały dzień...

Pani radiolog przystąpiła do mammografii. 

Mój Boże!

Tak mi ścisnęła moje piersi, że myślałam, iż mi wybuchną. Aż mi pociemniało w oczach. 

Teraz boję się spojrzeć na zawartość stanika, jestem prawie pewna, że dominuje tam kolor siny...