sobota, 19 września 2020

Wirus arystokrata

 Nic już nigdy nie będzie, jak było. Świat się zmienił, ale czy aby na lepsze? Wirus arystokrata (bo koronowany) doprowadził nas do skrajności. Jedni uważają, że to ściema, inni z kolei są zdania, że to jedna wielka ściema. Urzędnicy na wyścigi wymyślają przepisy, których mało kto przestrzega. Weźmy na przykład sklep, w którym robimy zakupy. Większość klientów oraz personel noszą maseczki pod nosem. I to ma niby chronić nas przed wirusem. Jeszcze do niedawna można było zobaczyć mamusię, z gromadką dzieci bez maski, bo tylko " na chwilę"... Rozumiem, że macierzyństwo zwalnia od odpowiedzialności. Albo starsza pani, która ,,się nie boi". Tak samo jak rosły mężczyzna, bo ,,astmatyk". Choroba gwałtownie przechodzi, gdy pojawia się patrol policji... Wniosek jeden- służby mundurowe nieoczekiwanie działają terapeutycznie na pacjentów. Boję się napisać  - to CUD!


Z drugiej strony, ktoś musiał się zająć chorymi, skoro służba zdrowia zamknęła przed nami drzwi.

Całe życie żyłam w przekonaniu, że w razie, gdyby świat nawiedziła zaraza, to na pierwszej linii frontu staną lekarze pierwszego kontaktu, walcząc o nasze zdrowie. Nic bardziej mylnego. Lekarze zamknęli się przed pacjentami i masowo uprawiają tele-poradę, która ma wiele wspólnego z wróżeniem z fusów. Nie istnieje żadna choroba, oprócz koronowirusa.

Co ciekawe, prywatnie są skłonni poświęcić swoje życie i zdrowie, by zbadać pacjenta.

Oczywiście nie dotyczy to wszystkich lekarzy, lecz jest ich na tyle dużo, że to aż w oczy razi.


Niedawno były godziny seniorskie, ale ochroniarze byli bezradni wobec bezczelności zwłaszcza niewiast, na oko pięćdziesięcioletnich, których nie mieli prawa wylegitymować, bo RODO. Zamiast się ucieszyć, że wyglądają młodziej, niż wskazywałaby na to metryka, robią raban na całe osiedle. Powód może być tylko jeden. Mają mniej  lat i ochroniarze popełnili nietakt i zawyżyli ilość przeżytych przez nie wiosen...


Z moich obserwacji wynika, że mało kto dezynfekuje ręce! A potem masowo macają produkty, których wcale nie kupują. Widziałam staruszkę, która otworzyła pudełko z jajami, po czym każde wyjmowała, lustrowała i odkładała na półkę, biorąc następne opakowanie. Nie muszę pisać, że nie nabyła żadnych jajek. Tak samo z owocami i warzywami.

Domyślam się, że wizyta w sklepie była w ramach rekreacji, albowiem do przychodni nie sposób się dostać, a w domu nudno samej siedzieć...

W niektórych sklepach, jako środka dezynfekującego używa się denaturat. Znany jako jagodzianka na kościach, dla specjalnych gości...

Rozumiem, że to w trosce o stan trzeźwości społeczeństwa. Wszyscy przecież pamiętamy ostatnie wybory, jak pewien pan postanowił przed postawieniem krzyżyka zdezynfekować się wewnętrznie... A może to chodziło o znieczulenie?


W pracy też nie lepiej.

Jedni się burzą, że muszą dezynfekować ręce, inni się z tego śmieją, że to przesada. Przestaje nam być do śmiechu, gdy dowiadujemy się, że ktoś nam bliski zachorował. A choroba podchodzi do każdego z nas, coraz bliżej...

Ostatnio pracodawca postanowił mierzyć pracownikom temperaturę. Poszłam na pierwszy ogień. Szefowa wymierzyła we mnie wiązkę i czeka, czeka... Patrzy w termometr zaskoczona.

- Będę dzielna, ile? - zapytałam.

- Coś jest nie tak, to niemożliwe... - wyszeptała kierowniczka, po czym dodała - 25 i pół...

- Chyba umarłam- zaśmiałam się- ale jeszcze nie przyjęłam tego do wiadomości...

- Czekaj, jeszcze raz.

Ponownie wymierzyła we mnie termometr.

- No nie... patrz.

Zerkam, a tam same kreski.

- Ewidentnie zaliczyłam zgon i jestem tu w charakterze zjawy- zachichotałam.

I tak kilka razy.

Chyba termometr był inteligentny, bo zrozumiał, czego oczekuje moja szefowa, bo następny pomiar wyglądał już zgoła inaczej. Ekran zaświecił się na czerwono i pokazał 37 stopni.

- Wygląda na to, że idziesz na kwarantannę... - zaśmiała się kierowniczka.

- O nie, nie zgadzam się! Teraz ja mierzę.

W ramach zemsty wymierzyłam sprzęt w stronę szefowej.

Pokazało 37,1 stopnia.

- No to co, trzymając się za rączki idziemy obie w stronę kwarantanny.

W końcu zrezygnowała z testowania. Poszła do siebie śmiejąc się, co wywołało popłoch wśród pracowników.

Przybiegli do mnie i pytają:

- Co zrobiłaś?

- Nic, mierzyła mi tylko temperaturę...