sobota, 18 lipca 2020

TRUDNE ROZMOWY Z DZIEĆMI

Wpadły mi dwa do ręki dwa posty, napisane przeze mnie przed laty. Przeczytałam i nie mogłam przestać się śmiać, w związku z tym, postanowiłam się nimi z Wami podzielić.

Próbowaliście kiedyś rozmawiać o seksie z nastolatkiem? Mnie się to zdarzyło i wierzcie mi, dużo się z tej rozmowy nauczyłam… Dziś wiem, że nic nie wiem… 
A rzecz się miała tak.
 Pewnego dnia wkroczyłam do pokoju synka, w którym panuje wszechobecny bałagan, którego nie sposób zlikwidować, pomimo moich licznych prób. Wtargnęłam znienacka i zobaczyłam na pulpicie komputera panią w całej krasie, nagą jak ją Pan Bóg stworzył, podobno w kuszącej pozycji. Dziecię moje, z wypiekami na twarzy oglądało prezentowane wspaniałości. Na mój widok, natychmiast wygasiło ekran… Zamurowało mnie, zupełnie nie wiedziałam jak do tego faktu podejść. Czy odpowiednio skomentować, czy milczeć?  Postanowiłam nie poruszać tego tematu, czekałam na reakcję syna. Powiesiwszy pranie na balkonie, wyszłam z jego jaskini rozpusty. Usiadłam w dużym pokoju, spokojnie zrobiłam sobie kawę i czekałam, co będzie dalej. Długo to nie trwało, z wielkim hukiem otworzyły się drzwi od jego pokoju (zastanawiające jest, że dzieci nie potrafią normalnie otworzyć drzwi, tylko zawsze robią wejście) młodzieniec poszedł niby napić się do kuchni… jakoś dziwnie patrzył na mnie, czekał najwyraźniej jakiegoś zgryźliwego komentarza, a ja nic… Wbiłam wzrok w gazetę, rzekomo zajęta interesującym artykułem… Pokrążył wokół mnie, niby satelita, w końcu wypalił: „Kocham cię mamusiu”. Od razu włączyły mi się dzwony alarmowe, bowiem wyznania miłosne w stosunku do matki, są wydzielane dość oszczędnie, rzekłabym, że tylko przy specjalnych okazjach, do których należą wszelkiego rodzaju święta, no chyba, że się ma jakiś interes… W ciemno postawiłam na to drugie. Odpowiedziałam mu w naszym tajemnym języku, czyli brzmiało to mniej więcej tak: „Ychy”… Wydźwięk tegoż „słowa” miał barwę ironiczną, co też należy do naszego stałego kodu porozumiewawczego… (Jeśli powiedziałabym, że też go kocham, to odpowiedziałby: „Kłamałem”) Odbębniwszy właściwą procedurę komunikacyjną z szesnastolatkiem, doczekałam się w końcu powodu, dla którego doczekałam się miłosnych wyznań… „Wiesz dlaczego to powiedziałem, prawda?” jasne, że tak, w końcu przed chwilą złapałam go na lataniu po stronach pornograficznych… W końcu nie wytrzymał: „I co teraz?”. No właśnie, co?? W tej chwili pomyślałam sobie, że nadszedł TEN czas… a więc czas na rozmowy o seksualności z młodzieńcem. Westchnęłam w duchu jak miech kowalski, czułam jak włosy jeżą mi się na głowie, ze zgrozy… Kiedyś tam, w prehistorycznych czasach, ustaliliśmy z jego ojcem, że to on będzie wprowadzał synka w te klimaty, natomiast ja córeczkę. Wraz z rozwodem, umowa widocznie przestała obowiązywać, bowiem tatuś ani myślał z dzieckiem o tym porozmawiać. Ograniczył się do podrzucenia dziecku stosownych książek, do których młodzieniec ani razu nie zajrzał, bowiem ma wstręt do słowa pisanego… Rad niewola zaczęłam. Młodzieniec od razu zastrzygł uszami i niecierpliwie przebierał nogami. Ze spuszczoną głową powiedziałam: „Chyba należy w końcu o tych sprawach porozmawiać”… Skupiłam się właściwie, na swoich doświadczeniach w tej materii. Mówiłam o tym pierwszym razie, co czuje wówczas… kobieta. Naciskałam, by pamiętał, że jeśli dziewczyna mówi nie, to oznacza nie… i ma to przyjąć do wiadomości. Gadałam długo, a dziecko niemal spijało słowa z mych ust… Zadawał pytania, odpowiadałam, bez ściemniania, bez udawania, że nie dosłyszałam… W końcu powiedziałam mu, by używał prezerwatyw, albowiem… tu dziecko mi przerwało: „Wiem, wiem, moje kieszonkowe nie starczą na alimenty”… Zaproponowałam pierworodnemu, że w razie czego, to kupię mu prezerwatywy (Biedronko witaj!), na co dziecko: „Sam sobie kupię, myślisz, że tego nie robiłem? Kupowałem dla kolegi, bo się wstydził”… Zbaraniałam zupełnie, no tego to się zupełnie nie spodziewałam… Już chyba zupełnie rozum pogalopował gdzieś w siną dal, bo powiedziałam, że wobec tego musimy przećwiczyć nakładanie prezerwatyw, a do tego celu wykorzystamy… banana. Tu syn się obruszył: „Dlaczego na bananie?” Na co ja zaczęłam się śmiać: „A co, może mamy ćwiczyć na twoim instrumencie?”… 
Innym razem, moja ośmioletnia córka, wyszła z łazienki z podpaskami w ręku, szczerze zainteresowana, do czego służą. Oczywiście musiałam wszystko wyjaśnić z detalami. Małej najbardziej podobało się stwierdzenie, że kiedy dziewczynka miesiączkuje, to znak, że stała się kobietą… Pognała do łazienki, bo nagle poczuła potrzebę fizjologiczną. Trochę trwało, zanim zdecydowała się z wyjść. Na ustach wykwitł jej tajemniczy uśmiech, godny samej Gioccondy, a oczy świeciły jak żarówki. „Mamo, mam dla ciebie radosną nowinę… chyba stałam się kobietą!”…. 

1 komentarz:

  1. Dzieci nie mam więc tego typu doświadczenia mnie ominą. Szacun za podejście. Taki sam szacun w kilku sytuacjach miała u mnie moja mama.
    Pamiętam do dziś (z jej opowiadań), kiedy wróciłem ze szkoły z zapytaniem (chyba w pierwszej klasie) "Którędy rodzą się dzieci?"
    Mama podobno o mało się nie zakrztusiła się tym co akurat spożywała ale podeszła do sprawy bardzo umiejętnie i wszystko wytłumaczyła w odpowiednich dla mojego wieku szczegółach.

    OdpowiedzUsuń