Tak się dziwnie składa, że cokolwiek zaplanuję, szlag trafia w błyskawicznym tempie. Moje marzenia zwykle przybierały wypaczoną ich formę.
Weźmy przykład: mijając kolekturę totolotka, postanowiłam zdać się na los i wykupiłam zakład. Po losowaniu ze zdumieniem zanotowałam, że jestem niebywałym pechowcem, bowiem nie padła żadna cyfra z mojego kuponu. Był czas, że z uporem maniaka usiłowałam zaprzeczyć tej teorii i co jakiś czas biegałam do totolotka, sądząc, że co jak co, ale teraz to na pewno trafię trójkę...
Drugi przykład: zaplanowałam wyjazd do Przyjaciółki, wszystko zapięte na ostatni guzik, bilety kupione i można jechać. Wieczorem odbieram telefon, moje dziecko przebywające na koloniach złamało nogę, trzeba je zabrać...
Inny przykład: marzyłam by zwiedzić Katedrę Notre Dame, przez wiele lat trzymałam się tego, że pewnego pięknego dnia uda mi się ją na żywo obejrzeć. I co się stało? Spłonęła...
Byłabym nieuczciwa, gdybym nie wspomniała, że życie zafundowało mi też niespodzianki, ale takie wielkiego kalibru. Nigdy nie ośmieliłam się marzyć o tym, że znajdę się w Zamku Windsor, zwiedzę Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud, albo będę chodzić codziennie po Monaco, kąpać się we wrześniu na Lazurowym Wybrzeżu, co prawda nie topless ku oburzeniu współplażowiczów. A trzeba Wam wiedzieć, że byłam jedyna w kompletnym stroju kąpielowym, czym zgorszyłam ówczesnych Francuzów.
Dziś pewnie okazałoby się, że jestem nie dość tekstylna, bo i czasy się zmieniły. I weź tu znaj się na modzie, ledwie człowiek się lekko zagapi i już faux-pas...
Wróćmy do omawianej sprawy.
Coś mi mówi, że cała ta niekończąca się pandemia to moja robota...
Po pierwsze: po narodowej kwarantannie trochę* mnie przybyło, oczywiście wszędzie tam, gdzie nie chciałam. I ta szmatka na gębusi doskonale tuszuje pewne widoczne mankamenty. I tylko te udało mi się ukryć.
Po drugie: w tamtym roku miałam zwiedzać zamki Walii, a być może i Szkocji... (zanim Anglia wyjdzie z Unii Europejskiej). Jak wyszło, możecie się domyślić.
Po trzecie: w zeszłym roku nabyłam komplet walizek, sądząc, że niedługo cała ta zaraza się skończy i będę mogła włączyć gen włóczęgi. Boję się napisać, co to oznacza...
Po czwarte: w tym roku miała odbyć się podróż życia, od kilku lat planowana. Z okazji okrągłych urodzin, miałam z Przyjaciółką pojechać w pewne miejsce, też wymarzone...
Sami widzicie, widoków na normalność nie ma, przeze mnie.
Oświadczam uroczyście, że na 2022 rok, nie planuję niczego...
trochę* - wielkie, ale to wielkie niedomówienie.
Cóż na to powiedzieć, mniej więcej każdy z nas w ostatnich czasach musiał z czegoś zrezygnować co mnie osobiście pogrąża w wielkim smutku. Pozostaje tylko mieć ciągle nadzieję, że znów kiedyś pozwoli się nam żyć marzeniami i planami.
OdpowiedzUsuńKiedyś to minie, chyba...
UsuńMój plan na ten rok , nie wiem jak będzie .
OdpowiedzUsuńNa następny też nie planuj )))
OdpowiedzUsuń