czwartek, 28 grudnia 2017

POWRÓT

Najwyraźniej mam to we krwi, że koniecznie muszę się podzielić słowem pisanym. Wiadomo, gaduły tak mają. Niestety, nie potrafię inaczej.
W poprzednim miejscu, czułam się dobrze, żyłam w błogim przekonaniu, że już tak na zawsze, tam zostanę. Bo muszę wyznać, że panicznie boję się wszelkich "nowinek", jak już się czegoś uczepię, to tak ma zostać, a zmiany są przeze mnie bardzo chłodno przyjęte. Nie znoszę zmian, a technologicznie należę do gatunku "per noga". Pisząc pierwszy post, nagle dotarła do mnie straszna myśl: "Matko jedyna, jakie hasło? Zapomniałam hasła!"
To też jest charakterystyczne dla mojej osoby.
Przypomniało mi się, jak uruchomiałam nowy komputer. Z mety zostałam zasypana żądaniami utworzenia, a to nazwy, a to hasła..., które natychmiast byłam uprzejma zapomnieć. Skutkiem tego, jest potężny wysiłek intelektualny, który nie zawsze owocuje zwycięstwem. Tak też było z komputerem, który ma dwa profile, bowiem do pierwszego nie udało mi się odkryć hasła...
Ile to razy sobie obiecywałam, że już nigdy, ale to nigdy nie popełnię takiego błędu. Po czym, niemal od razu robię to samo.
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się z tym pogodzić.
W życiu też nie lubię drastycznych zmian i bywa, że ciężko mi się pogodzić z nieuniknionym.
I jest w tym pewna niekonsekwencja, bo sama ochoczo bywam spontaniczna. Zdarza mi się podjąć natychmiast decyzję, że pakuję się i jadę na drugi koniec kraju, bo mam akurat trzy dni wolne...
Sama zaś, nie lubię być zaskakiwana. Może dlatego, że niektóre niespodzianki, odbiły mi się czkawką.
Zamknięcie poprzedniego mojego bloga, było właśnie tym, czego szeherezady nie lubią najbardziej.
Co innego się lenić i długo nic nie pisać, a co innego, nie mieć gdzie to robić...
Najpierw w panice, kopiowałam wszystko co napisałam, ręcznie, oczywiście, bo na to, jak to zrobić hurtem, nie wpadłam. Potem postanowiłam dać sobie spokój z grafomanią. Długo to nie trwało, jak widać))).
Zatem wróciłam.
Czy uda mi się i tu zaaklimatyzować?
Zobaczymy...